Post by Bonobo on Jul 6, 2016 18:59:16 GMT 1
Surprising it has just now occured to me to write about him. When stydying at uni, I liked to read his poems, especially those indecent ones, and compare them to court poetry of Elizabethan England which was on compulsory reading list.
Jan Andrzej Morsztyn (1621–93) was a Polish poet, member of the landed nobility, and official in the Polish-Lithuanian Commonwealth. He was starosta of Zawichost, Tymbark and Kowal. He was also pantler of Sandomierz (1647–58), Royal Secretary (from 1656), a secular referendary (1658–68), and Deputy Crown Treasurer from 1668. Apart from his career at the Polish court, Morsztyn is famous as a leading poet of the Polish Baroque and a prominent representative of Marinist style in Polish literature. Over his lifetime he accumulated considerable wealth. In 1683 he was accused of treason and was forced to emigrate to France.
Morsztyn was born 24 July 1621 at Wiśnicz, near Kraków, into a wealthy Calvinist family of coat-of-arms Leliwa. He studied at Leiden University and, with his brother, traveled extensively in Italy and France. After returning to Poland, he became a retainer of the magnate Lubomirski family, and through them became attached to the royal court. He was a deputy to the Sejms of 1648, 1650, 1653, 1658 and 1659. He served on numerous Sejm commissions for diplomatic, legal and fiscal matters. He took part in diplomatic missions to Hungary (1653), Sweden (1655) and Austria (1656).
He was named Royal Secretary in 1656, Crown Referendary in 1658, and Deputy Crown Treasurer in 1668. During those years he took part in many diplomatic missions and negotiations; he was part of the mission that negotiated the Treaty of Oliwa (1660). He fought in The Deluge and in the Chmielnicki Uprising.
In politics he represented the pro-French faction, promoting the French candidate in the royal election of 1668, and become a vocal supporter of French policies in the Commonwealth. He accepted French pension and citizenship. When king John III Sobieski distanced himself from France, and allied with Austria, he was accused of treason and emigrated to France in 1683, where he assumed the title of comte de Châteauvillain and spent the last years of his life as a royal secretary. The Sejm of 1686 stripped him of all offices and titles and banned him from the country.
Jan Morsztyn died 8 January 1693 in Paris.
Works
Jan Andrzej Morsztyn was one of the leading poets of the Polish Baroque. His language was marked by the extravagant style of 16th-century Italian Marinism. He had written most of his works before becoming Deputy Crown Treasurer in 1668. Morsztyn, a courtier and political intriguer, considered his writing a hobby and let most of his works circulate in manuscript, afraid that wider publication could prove damaging to his career.[1][2] Thus most of his works first appeared in print only in the 19th century.
A master of poetic form, he wrote the collections of verses Kanikuła (Dog Days, 1647) and Lutnia (Lute, 1661). He was concerned less with the "worldly happiness" but rather, with its inherent self-contradictions, such as paradoxes of love, full both of frivolity and metaphysical fear.[2] Nonetheless some of his other works had political subtones, like Pospolite ruszenie or Pieśń w obozie pod Żwańcem (Song in the camp near Żwaniec), which criticized szlachta unwillingness to react to potential dangers (from Tatars or Cossacks). Unlike his cousin, Zbigniew Morsztyn, few of his works can be counted as religious poetry, the notable exception being the Pokuta w kwartanie.
He was also a known translator (of Torquato Tasso, Giambattista Marino and Pierre Corneille). His translation of Corneiile's Le Cid was the first translation of this work into Polish and has remained the standard Polish version even today.
Site with his poems:
staropolska.pl/ang/baroque/JA_Morsztyn/index.html
A few
A CLEVER MAIDEN
A maiden once asked a doctor: When is it best
To make love, when the sun rises or goes to rest?
The doctor replied: It will make the night sweeter,
Whereas in the morning it will be much healthier.
I will then be following, she said, your counsel:
When night falls for taste, in the morning to keep well.
Translated by Michael J. Mikoś
ON HIS YOUNG LADY
White is the polished Carrara alabaster,
White is the milk sent from sheepfolds in a pannier,
White is the swan, with its white feathers covered,
White is the pearl, with frequent stringing not tampered,
White is the snow, that freshly fell, still untrodden,
White is the lily bloom in its freshness chosen,
But whiter still the face and neck of my lady
Than alabaster, milk, swan, pearl, snow, and lily.
Translated by Michael J. Mikoś
INCONSTANCY1
Sooner one will bag the wind, sooner one will place
Into his pocket tiny pieces of sunrays,
Sooner the blustering sea by threats he will calm,
Sooner he'll grasp the enormous world in his palm,
Sooner without harm he'll put out fire with his fist,
Sooner he will capture in the net cloudy mist,
Sooner, while crying, he will flood Etna with tears,
Sooner the mute will sing, and one with insane fears
Speak wisely; sooner Fortune will show the same face
And death and laughter will live in one dwelling place,
Sooner the poet and vain dream tell a true tale,
Sooner tears will not be fruitful for the angel,2
Sooner the sun will hide in a cave for the night,
Peace will be in prison, men in desert abide,
Sooner all reason will perish and words will flee,
Than any fair lady will ever constant be.
Translated by Michael J. Mikoś
THE WONDERS OF LOVE
(SONNET)
I nourish love with worry and thinking,
Thinking with memory and covetousness,
I nourish lust with hope and comeliness,
Hope with illusion and useless straying.
I fill my heart with pride and delusion,
Pride with pretended delight and rashness,
I nurture rashness with folly and smugness,
Folly with anger and vile corruption.
I nourish worry with tears and with sighs,
The sighs with fire, fire with the wind indeed,
The wind with shadows, shadows with deceit.
Whoever heard about such enterprise,
That with this care about the others' greed,
I'm hungry myself 'midst all these supplies.
Translated by Michael J. Mikoś
TO A CORPSE
(SONNET)
You lie struck dead, I am struck dead the same,
You with the death bolt, I the love arrow,
You have no blood, I have no ruddy glow,
You have plain candles, I a hidden flame,
Your face is covered with a mourning shroud,
In dreadful darkness my senses are trapped,
Your hands are bound, while my mind has been strapped,
Deprived of freedom, in irons throughout.
But you are silent, while my tongue whimpers,
You feel nothing, I can't deep pain forgo,
You are like ice, I in hellish sunglow.
With time your body into dust scatters,
And yet I cannot scatter in ash pyre,
Eternal element of my own fire.
Translated by Michael J. Mikoś
To certain girl
Nie wiem, jak cię wołają, czy Zosiu, czy Zusiu;
Słyszę tylko, że imię kończy się na susiu.
Choćbyś się też pode mną nawet posiusiała,
Czyń co chcesz, byleś tylko pode mną leżała.
Epitaph to d....k
Kuś umarł, kpy w sieroctwie. A cóż będą czynić
I któregoż o tę śmierć z bogów będą winić?
Parki nielutościwe, okrutne boginie,
Czy nie wiecie, że z kusiem oraz i świat ginie?
Mogłyście go, zwyczajem Starego Zakonu,
Obrzezać, ciemnego nań nie przywodząc skonu;
Mogłyście świata taką nie smęcić żałobą
Nieśmiertelną, choć ciężką złożyć go chorobą;
Albo weszkami wyssać, albo skrzywić kiłą,
Albo francą zarazić starą i zawiłą.
Ale żeście się z ostrą rzuciły nań kosą,
Jedneż mary nasz naród i kusia wyniosą.
Pryjapie Lampsaceński, czyś spał, czyś pijany
Nie uważał, jakie świat odniósł przez to rany,
Żeś swojemu kumowi nie dodał pomocy
I nie wyrwałeś ojca wszystkich z ciemnej mocy?
Leżysz, kusiu, nieboże, i emońskie zioła
Zwieszonego pewnie by-ć nie podniosły czoła,
Nic cię wyprawnej ręki nie ruszą pieszczoty;
Leżysz, a pan twój wiecznej pełen stąd sromoty.
Jaka strata na świecie! On kuś umarł, który
Cokolwiek ziemię depce i powietrze pióry
Albo wodę skrzelami porze i samego
Pierwszy po Bogu stworzył człeka rozumnego;
On ociec wszystkorodny, co przez sztychy swoje
Wszystkim otwierał ludziom do życia podwoje;
On twórca umarł dziwny, on tak płodny tata,
Który wszystkie napełnał pustki tego świata.
Bez niego płodność swoją utraci stworzenie
I świat na obrzydliwe przyjdzie spustoszenie,
Bez niego nie masz żadnej z białogłową zgody,
Bez niego i w małżeństwie nie pytaj wygody;
On dwie różne osoby w jedno ciało łączy,
Gdy go tak ciasno wepchną, że się z niego sączy,
Albo gdy gwoździem obie tak sklamruje rzyci,
Że by szwabskiej między nie, nie podewlekł nici;
A choć krew pierwszym razem odniesie na broni,
Żadna się z nim częstego spotkania nie chroni
I sama się na taki sztych narazić spieszy,
Sama się z swej przegranej i krwawych ran cieszy.
Dla niego gach na mrozie całą noc przestoi,
Dla niego się biała płeć magluje i stroi,
A chociaż tej płci, przyznać każdy musi:
Darmo stworzona, która kusia nie zakusi.
On się na żadną przepaść nic nie wzdraga ani
Smrodliwej jak Kurcyjusz poważa otchłani;
Nurka takiego nie masz, bo że w tyle czuje
Dwa pęcherze, wskoczy tam, gdzie i nie zgruntuje.
Rycerz to znakomity, a kędy wymierzy,
Sztychem kole, czasem też i płazą uderzy,
A jak mu wrodzona chęć zatrąbi do koni,
Harce zwodzi i z grotem do paiże goni,
I lubo podeń wbity nieprzyjaciel krzyczy,
Nic miłosierdzia nie ma, wełna drży na piczy.
Chociaż też podczas przegra, powstaje na nogi
I odpocząwszy sobie, będzie jeszcze srogi.
Na dwóch kółkach rychtowne wytoczywszy działo,
Tam do szturmu przypuści, gdzie się będzie zdało,
A i w tym męstwo swoje oświadczy, że mury
Woli sam kruszyć niż iść do wybitej dziury.
Ani go od tej walki nie odwiodą razy,
Ani od szejdwaseru obliczne obrazy,
Ani to, że z tej bitwy i z tego połowu
Więcej bywa łamania w kościach niż ołowiu.
Dla niego dziesięćletnią wojną Troja wstała,
Przezeń i Rzesza Rzymska wolności dostała,
Dla niego niecierpliwa Dydo się zabiła,
Dla niego brata, dzieci Medea dusiła,
Dla niego Dedal krowę Pazyfajej robił,
Dla niego Aleksander perskich posłów pobił,
Dla niego Kleopatra została królową,
Dla niego utraciła żywot śmiercią nową.
Dla niego Mesalina, byle wyjeżdżoną,
Wolała kurwą zostać niż cesarską żoną,
Przezeń przemyślny cesarz chcąc dojść tajemnice
Poddanych swoich, cudze nawiedzał łożnice;
Nawet, żeby kto kusia ze czci tej nie złupił,
I król Dawid za tysiąc kusiów żonę kupił.
Cóż za dziw, że takich cnót i żyć godzien w lata
Nieskończone łzy wszego kuś odnosi świata.
Nie tak więc krzyczy żuraw, gdy za morze leci,
Ani czajka, kiedy psa odwodzi od dzieci,
Nie z takim szumem rzeki z śnieżnych gór padają,
Nie z takim okrzykiem wojska potykają
Ani tyle bywa gwiazd na pogodnym niebie,
Jak wiele łez, krzyku przy kusiowym pogrzebie.
Płaczą dziewczęta, panny, mężatki i wdowy,
Płacze wszystka spodnia płeć, wszystkie białogłowy,
Płacze panna służbista i kucharka kusia,
Płacze Marysia, Dosia, Reginka, Jagusia,
Płacze jurna Hiszpanka, co sobie kiep goli,
I Francuzka, co pewnie kusia niż chleb woli,
Płacze Włoszka, u której miewał dwie piwnice,
I Angielka, do której nie trzeba zwodnice,
Płacze leniwa w łóżku Polka i co taje
Z lubnością Niemka, jak jej dotknie męskie jaje,
Płacze Żydówka, co go bez kapturka znała,
I Ruska, co go sobie czarami jednała,
I jebliwa Litewka roztachana bieży
I łamiąc ręce krzyczy: "Tu korol kuś leży!"
I bijąc w łono, woła: "Jakby nas powarzył!
Któż mi tu, kto w tych pustkach będzie gospodarzył?"
Ale nade wszystkich płacze i łzami się dusi
Żona jego, że wdową do śmierci być musi
I zmarłemu miłości pokazuje tyle,
Żeby go w własnej rada pogrzebła mogile.
Płacze i jej sąsiadka, zawziętej niezgody
Zapomniawszy, z żałosnej obojgu przygody;
Więc i ci, co się z kusiem radzi zabawiali
I pobożną po pięci od sta lichwę brali.
Sami się tylko cieszą, których on za bogi
Leśne stroił, do głowy przyprawiwszy rogi:
"Bodaj się — mówią — złodziej ten z grobu nie dobył,
Co i w cudzej komorze na żywność się zdobył!"
Ale niech się świat śmieje i osierocony
Słyszy, żeś między gwiazdy, kusiu, policzony.
Nie mógł znieść krzyku Jowisz i myśląc, jakoby
Umniejszyć krajom ziemskim gwałtownej żałoby,
Przeniósł cię na firmament, skąd na świat szeroki
Miłosny dajesz aspekt, jebliwe wyroki,
Gdzieś za dyszel osadzon u wozu Boota,
Boś nie najgorzej świadom, jak wjeżdżać we wrota;
A stąd cię posadzono wysoko przy Smoku,
Żebyś się nie piął Pannie niebieskiej do kroku,
Inaczej, jeślibyście siedli blisko siebie,
Wnet by była i kurwa, i bękarci w niebie.
I tak już będzie Polus tym wszystkim łaskawy,
Co po brzuchu bezpiecznie odprawują pławy,
A za nagrobek wierszyk odniesiesz maluśki;
Zębata Picza słabej dokończyła Kuśki.
Jan Andrzej Morsztyn (1621–93) was a Polish poet, member of the landed nobility, and official in the Polish-Lithuanian Commonwealth. He was starosta of Zawichost, Tymbark and Kowal. He was also pantler of Sandomierz (1647–58), Royal Secretary (from 1656), a secular referendary (1658–68), and Deputy Crown Treasurer from 1668. Apart from his career at the Polish court, Morsztyn is famous as a leading poet of the Polish Baroque and a prominent representative of Marinist style in Polish literature. Over his lifetime he accumulated considerable wealth. In 1683 he was accused of treason and was forced to emigrate to France.
Morsztyn was born 24 July 1621 at Wiśnicz, near Kraków, into a wealthy Calvinist family of coat-of-arms Leliwa. He studied at Leiden University and, with his brother, traveled extensively in Italy and France. After returning to Poland, he became a retainer of the magnate Lubomirski family, and through them became attached to the royal court. He was a deputy to the Sejms of 1648, 1650, 1653, 1658 and 1659. He served on numerous Sejm commissions for diplomatic, legal and fiscal matters. He took part in diplomatic missions to Hungary (1653), Sweden (1655) and Austria (1656).
He was named Royal Secretary in 1656, Crown Referendary in 1658, and Deputy Crown Treasurer in 1668. During those years he took part in many diplomatic missions and negotiations; he was part of the mission that negotiated the Treaty of Oliwa (1660). He fought in The Deluge and in the Chmielnicki Uprising.
In politics he represented the pro-French faction, promoting the French candidate in the royal election of 1668, and become a vocal supporter of French policies in the Commonwealth. He accepted French pension and citizenship. When king John III Sobieski distanced himself from France, and allied with Austria, he was accused of treason and emigrated to France in 1683, where he assumed the title of comte de Châteauvillain and spent the last years of his life as a royal secretary. The Sejm of 1686 stripped him of all offices and titles and banned him from the country.
Jan Morsztyn died 8 January 1693 in Paris.
Works
Jan Andrzej Morsztyn was one of the leading poets of the Polish Baroque. His language was marked by the extravagant style of 16th-century Italian Marinism. He had written most of his works before becoming Deputy Crown Treasurer in 1668. Morsztyn, a courtier and political intriguer, considered his writing a hobby and let most of his works circulate in manuscript, afraid that wider publication could prove damaging to his career.[1][2] Thus most of his works first appeared in print only in the 19th century.
A master of poetic form, he wrote the collections of verses Kanikuła (Dog Days, 1647) and Lutnia (Lute, 1661). He was concerned less with the "worldly happiness" but rather, with its inherent self-contradictions, such as paradoxes of love, full both of frivolity and metaphysical fear.[2] Nonetheless some of his other works had political subtones, like Pospolite ruszenie or Pieśń w obozie pod Żwańcem (Song in the camp near Żwaniec), which criticized szlachta unwillingness to react to potential dangers (from Tatars or Cossacks). Unlike his cousin, Zbigniew Morsztyn, few of his works can be counted as religious poetry, the notable exception being the Pokuta w kwartanie.
He was also a known translator (of Torquato Tasso, Giambattista Marino and Pierre Corneille). His translation of Corneiile's Le Cid was the first translation of this work into Polish and has remained the standard Polish version even today.
Site with his poems:
staropolska.pl/ang/baroque/JA_Morsztyn/index.html
A few
A CLEVER MAIDEN
A maiden once asked a doctor: When is it best
To make love, when the sun rises or goes to rest?
The doctor replied: It will make the night sweeter,
Whereas in the morning it will be much healthier.
I will then be following, she said, your counsel:
When night falls for taste, in the morning to keep well.
Translated by Michael J. Mikoś
ON HIS YOUNG LADY
White is the polished Carrara alabaster,
White is the milk sent from sheepfolds in a pannier,
White is the swan, with its white feathers covered,
White is the pearl, with frequent stringing not tampered,
White is the snow, that freshly fell, still untrodden,
White is the lily bloom in its freshness chosen,
But whiter still the face and neck of my lady
Than alabaster, milk, swan, pearl, snow, and lily.
Translated by Michael J. Mikoś
INCONSTANCY1
Sooner one will bag the wind, sooner one will place
Into his pocket tiny pieces of sunrays,
Sooner the blustering sea by threats he will calm,
Sooner he'll grasp the enormous world in his palm,
Sooner without harm he'll put out fire with his fist,
Sooner he will capture in the net cloudy mist,
Sooner, while crying, he will flood Etna with tears,
Sooner the mute will sing, and one with insane fears
Speak wisely; sooner Fortune will show the same face
And death and laughter will live in one dwelling place,
Sooner the poet and vain dream tell a true tale,
Sooner tears will not be fruitful for the angel,2
Sooner the sun will hide in a cave for the night,
Peace will be in prison, men in desert abide,
Sooner all reason will perish and words will flee,
Than any fair lady will ever constant be.
Translated by Michael J. Mikoś
THE WONDERS OF LOVE
(SONNET)
I nourish love with worry and thinking,
Thinking with memory and covetousness,
I nourish lust with hope and comeliness,
Hope with illusion and useless straying.
I fill my heart with pride and delusion,
Pride with pretended delight and rashness,
I nurture rashness with folly and smugness,
Folly with anger and vile corruption.
I nourish worry with tears and with sighs,
The sighs with fire, fire with the wind indeed,
The wind with shadows, shadows with deceit.
Whoever heard about such enterprise,
That with this care about the others' greed,
I'm hungry myself 'midst all these supplies.
Translated by Michael J. Mikoś
TO A CORPSE
(SONNET)
You lie struck dead, I am struck dead the same,
You with the death bolt, I the love arrow,
You have no blood, I have no ruddy glow,
You have plain candles, I a hidden flame,
Your face is covered with a mourning shroud,
In dreadful darkness my senses are trapped,
Your hands are bound, while my mind has been strapped,
Deprived of freedom, in irons throughout.
But you are silent, while my tongue whimpers,
You feel nothing, I can't deep pain forgo,
You are like ice, I in hellish sunglow.
With time your body into dust scatters,
And yet I cannot scatter in ash pyre,
Eternal element of my own fire.
Translated by Michael J. Mikoś
To certain girl
Nie wiem, jak cię wołają, czy Zosiu, czy Zusiu;
Słyszę tylko, że imię kończy się na susiu.
Choćbyś się też pode mną nawet posiusiała,
Czyń co chcesz, byleś tylko pode mną leżała.
Epitaph to d....k
Kuś umarł, kpy w sieroctwie. A cóż będą czynić
I któregoż o tę śmierć z bogów będą winić?
Parki nielutościwe, okrutne boginie,
Czy nie wiecie, że z kusiem oraz i świat ginie?
Mogłyście go, zwyczajem Starego Zakonu,
Obrzezać, ciemnego nań nie przywodząc skonu;
Mogłyście świata taką nie smęcić żałobą
Nieśmiertelną, choć ciężką złożyć go chorobą;
Albo weszkami wyssać, albo skrzywić kiłą,
Albo francą zarazić starą i zawiłą.
Ale żeście się z ostrą rzuciły nań kosą,
Jedneż mary nasz naród i kusia wyniosą.
Pryjapie Lampsaceński, czyś spał, czyś pijany
Nie uważał, jakie świat odniósł przez to rany,
Żeś swojemu kumowi nie dodał pomocy
I nie wyrwałeś ojca wszystkich z ciemnej mocy?
Leżysz, kusiu, nieboże, i emońskie zioła
Zwieszonego pewnie by-ć nie podniosły czoła,
Nic cię wyprawnej ręki nie ruszą pieszczoty;
Leżysz, a pan twój wiecznej pełen stąd sromoty.
Jaka strata na świecie! On kuś umarł, który
Cokolwiek ziemię depce i powietrze pióry
Albo wodę skrzelami porze i samego
Pierwszy po Bogu stworzył człeka rozumnego;
On ociec wszystkorodny, co przez sztychy swoje
Wszystkim otwierał ludziom do życia podwoje;
On twórca umarł dziwny, on tak płodny tata,
Który wszystkie napełnał pustki tego świata.
Bez niego płodność swoją utraci stworzenie
I świat na obrzydliwe przyjdzie spustoszenie,
Bez niego nie masz żadnej z białogłową zgody,
Bez niego i w małżeństwie nie pytaj wygody;
On dwie różne osoby w jedno ciało łączy,
Gdy go tak ciasno wepchną, że się z niego sączy,
Albo gdy gwoździem obie tak sklamruje rzyci,
Że by szwabskiej między nie, nie podewlekł nici;
A choć krew pierwszym razem odniesie na broni,
Żadna się z nim częstego spotkania nie chroni
I sama się na taki sztych narazić spieszy,
Sama się z swej przegranej i krwawych ran cieszy.
Dla niego gach na mrozie całą noc przestoi,
Dla niego się biała płeć magluje i stroi,
A chociaż tej płci, przyznać każdy musi:
Darmo stworzona, która kusia nie zakusi.
On się na żadną przepaść nic nie wzdraga ani
Smrodliwej jak Kurcyjusz poważa otchłani;
Nurka takiego nie masz, bo że w tyle czuje
Dwa pęcherze, wskoczy tam, gdzie i nie zgruntuje.
Rycerz to znakomity, a kędy wymierzy,
Sztychem kole, czasem też i płazą uderzy,
A jak mu wrodzona chęć zatrąbi do koni,
Harce zwodzi i z grotem do paiże goni,
I lubo podeń wbity nieprzyjaciel krzyczy,
Nic miłosierdzia nie ma, wełna drży na piczy.
Chociaż też podczas przegra, powstaje na nogi
I odpocząwszy sobie, będzie jeszcze srogi.
Na dwóch kółkach rychtowne wytoczywszy działo,
Tam do szturmu przypuści, gdzie się będzie zdało,
A i w tym męstwo swoje oświadczy, że mury
Woli sam kruszyć niż iść do wybitej dziury.
Ani go od tej walki nie odwiodą razy,
Ani od szejdwaseru obliczne obrazy,
Ani to, że z tej bitwy i z tego połowu
Więcej bywa łamania w kościach niż ołowiu.
Dla niego dziesięćletnią wojną Troja wstała,
Przezeń i Rzesza Rzymska wolności dostała,
Dla niego niecierpliwa Dydo się zabiła,
Dla niego brata, dzieci Medea dusiła,
Dla niego Dedal krowę Pazyfajej robił,
Dla niego Aleksander perskich posłów pobił,
Dla niego Kleopatra została królową,
Dla niego utraciła żywot śmiercią nową.
Dla niego Mesalina, byle wyjeżdżoną,
Wolała kurwą zostać niż cesarską żoną,
Przezeń przemyślny cesarz chcąc dojść tajemnice
Poddanych swoich, cudze nawiedzał łożnice;
Nawet, żeby kto kusia ze czci tej nie złupił,
I król Dawid za tysiąc kusiów żonę kupił.
Cóż za dziw, że takich cnót i żyć godzien w lata
Nieskończone łzy wszego kuś odnosi świata.
Nie tak więc krzyczy żuraw, gdy za morze leci,
Ani czajka, kiedy psa odwodzi od dzieci,
Nie z takim szumem rzeki z śnieżnych gór padają,
Nie z takim okrzykiem wojska potykają
Ani tyle bywa gwiazd na pogodnym niebie,
Jak wiele łez, krzyku przy kusiowym pogrzebie.
Płaczą dziewczęta, panny, mężatki i wdowy,
Płacze wszystka spodnia płeć, wszystkie białogłowy,
Płacze panna służbista i kucharka kusia,
Płacze Marysia, Dosia, Reginka, Jagusia,
Płacze jurna Hiszpanka, co sobie kiep goli,
I Francuzka, co pewnie kusia niż chleb woli,
Płacze Włoszka, u której miewał dwie piwnice,
I Angielka, do której nie trzeba zwodnice,
Płacze leniwa w łóżku Polka i co taje
Z lubnością Niemka, jak jej dotknie męskie jaje,
Płacze Żydówka, co go bez kapturka znała,
I Ruska, co go sobie czarami jednała,
I jebliwa Litewka roztachana bieży
I łamiąc ręce krzyczy: "Tu korol kuś leży!"
I bijąc w łono, woła: "Jakby nas powarzył!
Któż mi tu, kto w tych pustkach będzie gospodarzył?"
Ale nade wszystkich płacze i łzami się dusi
Żona jego, że wdową do śmierci być musi
I zmarłemu miłości pokazuje tyle,
Żeby go w własnej rada pogrzebła mogile.
Płacze i jej sąsiadka, zawziętej niezgody
Zapomniawszy, z żałosnej obojgu przygody;
Więc i ci, co się z kusiem radzi zabawiali
I pobożną po pięci od sta lichwę brali.
Sami się tylko cieszą, których on za bogi
Leśne stroił, do głowy przyprawiwszy rogi:
"Bodaj się — mówią — złodziej ten z grobu nie dobył,
Co i w cudzej komorze na żywność się zdobył!"
Ale niech się świat śmieje i osierocony
Słyszy, żeś między gwiazdy, kusiu, policzony.
Nie mógł znieść krzyku Jowisz i myśląc, jakoby
Umniejszyć krajom ziemskim gwałtownej żałoby,
Przeniósł cię na firmament, skąd na świat szeroki
Miłosny dajesz aspekt, jebliwe wyroki,
Gdzieś za dyszel osadzon u wozu Boota,
Boś nie najgorzej świadom, jak wjeżdżać we wrota;
A stąd cię posadzono wysoko przy Smoku,
Żebyś się nie piął Pannie niebieskiej do kroku,
Inaczej, jeślibyście siedli blisko siebie,
Wnet by była i kurwa, i bękarci w niebie.
I tak już będzie Polus tym wszystkim łaskawy,
Co po brzuchu bezpiecznie odprawują pławy,
A za nagrobek wierszyk odniesiesz maluśki;
Zębata Picza słabej dokończyła Kuśki.